No i zaczęło się. Spełnianie największego jak do tej pory marzenia i pierwsza (a na pewno nie ostatnia) wyprawa do Szkocji. Szukanie męża, przyjaznych ludzi i wesołych owiec. Ostatecznie skończyło się na ludziach i owcach (potencjalnego “przyszłego” męża nie skrzywdzę zaliczając do jednego lub drugiego), ale i tak było pięknie, wesoło, jak na Szkocję słonecznie i bardzo, ale to bardzo intensywnie.
W skrócie moje wyobrażenia o Szkocji sprzed wyjazdu przedstawiają się tak:
Do rzeczy jednak. Marzyłam o takim wypadzie od dzieciństwa, a że nikt nie miał planu wybrać się ze mną – wybrałam się sama. Staranne planowanie tygodniowego urlopu przyniosło nieoczekiwane skutki – udało mi się zwiedzić wszystko to, co planowałam, a nawet więcej.
Tydzień w Szkocji pełen był: niesamowitych wrażeń odkrywania pięknego Edynburga, pełen przyrody (wycieczka nad Loch Ness, Highlands, Scottish Borders), muzyki (byłam na koncercie i tańcach ceilidh), odkrywania szkockiej historii (godziny spędzone w muzeach). A na końcu spacer na Arthur’s Seat i do Portobello Beach, gdzie mogłam w spokoju posłuchać krążących nad miastem mew.
Plan był taki: 7 dni, 4 dni w Edynburgu w całości – na pozostałe dni miasto jako baza wypadowa i trzy całodniowe wycieczki. Podsumowując: dość fajnie i ciekawie mi to wyszło, dlatego stwierdziłam, że podzielę się swoimi wrażeniami i tym jak sobie wszystko wymyśliłam. Mam nadzieję, że ktoś zaczerpnie z mojej małej wycieczki inspirację. Oto i plan:
* Sandemand’s New Europe free walking tour o 11:00: http://www.newedinburghtours.com/daily-tours/new-edinburgh-free-tour.html
– dałam 4 funty:)
http://www.scotlinetours.co.uk/tours/loch-ness-glencoe-and-the-highlands-tour
– 40 funtów za wycieczkę + 17 funtów za wstęp na Urqhuart Castle i rejs promem po Loch Ness
* muzea: Narodowe Muzeum Szkocji, Muzeum Dzieciństwa, People’s Story Museum
http://www.thehairycoo.com/tour/FREE+Scottish+Highlands+Tour/2
Dzień 5. Rosslyn Chapel, Melrose Abbey & Scottish Borders z Rabbie’s:
http://www.rabbies.com/tours_scotland_edinburgh/rosslyn_chapel_scottish_borders_1_day_tour.asp?lng=en
————————————
DZIEŃ 1.
Przyleciałam do Edynburga w nocy, wylądowaliśmy ok 00:30 (leciałam Ryanairem – nie lubię i czekam kiedy obsługa się poprawi). Z lotniska w Edynburgu co kilkanaście minut odjeżdża Airlink Bus (3,5 funta za przejazd na Waverley Station do samo centrum miasta): http://lothianbuses.com/services/airlink.
Po pół godzinie spokojnej jazdy, wysiadłam na ulicy, którą znałam już wcześniej na pamięć z Google Street View – przygotowałam się idealnie, bo: po 1. jechałam sama, po 2. miałam malutką walizeczkę (ale jednak było co taszczyć, więc musiałam wcześniej wiedzieć jaka trasa piesza mnie czeka). I od razu zaskoczenie – mimo swojego mroku nocnego, Edynburg okazał się bardzo przyjazny i żywotny nawet w środku tygodnia (wtorek w nocy). Spacerkiem, zachwycona, udałam się nocą do mojego hostelu.
Poszłam spać o 3:00 – efekt wszystkich skumulowanych wrażeń z tego dnia: pierwszy raz w życiu leciałam samolotem (trauma:)), pierwszy raz odprawa na lotnisku (czemu cały czas czułam się jak terrorystka?:)), pierwsza samotna wyprawa do obcego, dalekiego kraju:) Ależ wspaniale!
Ten widok poniżej to słoneczko, które po mglistym poranku pierwszego dnia, wyszły specjalnie dla mnie, abym mogła zrobić to zdjęcie i tak właśnie zapamiętać Edynburg.
Zacznijmy zatem od początku. Zarezerwowałam nocleg w Euro Hostel Edinburgh Halls: http://www.euro-hostels.co.uk/edinburgh. Udało mi się w tym terminie (11-18 czerwca) zarezerwować za ok. 20 funtów pokój jednoosobowy. Rezerwowałam przez Venere.com, natomiast wcześniej potwierdzałam rezerwację mailowo. Hostel ma fenomenalną lokalizację! Parę minut od ulicy, na której się dzieje wszystko – Royal Mile. Bezpieczne miejsce, ogólnie jest to akademik dla studentów w ciągu roku akademickiego – w sezonie letnim zmienia się na hostel. Ogarnięta recepcja, przyjemny check – in, prywatność. Natomiast jedna rzecz była nieprzyjemna – taszczenie walizki na piąte piętro oraz niesamowicie skrzypiące drzwi na korytarzach. Ktokolwiek nie przechodził, skrzypiało jak cholera. Plusem jest duża kuchnia, w której nie siedział kompletnie nikt, więc można sobie spokojnie przygotować prowiant na cały dzień i posiedzieć z komputerem. Kolejny plus to darmowy internet – bierzemy tylko hasło na recepcji i działa bez zarzutu.
Jak się okazało również, pod moim oknem znajdował się najbardziej ruchliwy pub w Edynburgu: The Three Sisters: http://www.thethreesistersbar.co.uk/. Moja konkluzja jest taka: następnym razem przyjeżdżam na “pubbing” ze znajomymi:) Zrobiłam tylko jeden błąd – zamiast chodzić tam na śniadania i na poranną kawę, zagniewana za nocne wrzaski chyba – szwendałam się daleko daleko, by znaleźć śniadanie za 5 funtow – niepotrzebnie.
Co do pubów – samemu się kiepsko po nich chodzi jeśli się jest single woman, ale następnym razem zabieram znajomych na knajpy, a tych jest w Edynburgu naprawdę dużo. Niesamowicie spodobały mi się witryny w pubach – każdy ma swój osobliwy klimat i widać z ulicy co się dzieje w środku. Zadziwia natomiast prohibicja – w jednych pubach już od 23-ciej, w innych od 1:00 w nocy. Właśnie gdy rozkręcała się impreza, właściciele wypraszali gości – w Polsce chyba by to nie przeszło.
Zapraszam zatem do wędrówki po magicznym miejscu – Royal Mile!
Sam Edynburg to miasto, które według mnie ma wszystko, co potrzebne, żeby czuć się tutaj dobrze: knajpy, spektakle, mnóstwo kultury, zamek, pałac, plażę, ale przede wszystkim – bardzo przyjaznych i spokojnych ludzi.
Momentami czuje się przesyt kiltami i szkocką kratą – jednak trzeba się nieco wgryźć w szkocką kulturę i historię, żeby zrozumieć jak wielce Szkoci są do tych symboli przywiązani.

Obiektywnie rzecz biorąc było pyszne – ale tylko na chwilę.
Tutaj polecam przede wszystkim najlepsze scones jakie jadłam oraz ciasto bananowe, niesamowite. Wszystko oczywiście pieczone na miejscu, można sobie również zabrać na drogę.
Zostałam przydzielona do odpowiedniej grupy i het! na zwiedzanie!
Świetny, młody, energiczny, wygadany i wyedukowany przewodnik. To sztuka dobrze poprowadzić walking tour – tak, żeby ludzie faktycznie chcieli za Tobą pójść i byli ciekawi, co właśnie zwiedzają. Przepis na udany walking tour: przystojny przewodnik, ciekawe punkty (podstawowe legendarne: np. gdzie zmarł jakiś pisarz, gdzie kiedyś ktoś kogoś zabił, najstarszy pub w mieście) i trochę ciekawostek z zaskoczenia i jakaś historyjka angażująca publikę – np. inscenizacja. Dobry walking tour gotowy!
Polecam Sandeman’s.
Jeśli ktoś lubi wakacje z dreszczykiem, można sobie zamówić taki spacerek: http://www.blackhart.uk.com/
Sama bym się nie odważyła, ale ze znajomymi polecam taką podróż z dreszczykiem. Edynburg jest wieczorem bardzo mroczny i klimatyczny.
Nieco więcej o katedrze tutaj: http://www.stgilescathedral.org.uk/
Nie udało mi się zwiedzić w środku – zadanie na następny raz.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});